Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

szarzał i zapadał w cienie. Wreszcie wzruszyła ramionami i zgasiła lampę.
Leżała chwilę w milczeniu i starała się znów powrócić do poprzedniego usposobienia, lecz owo miękie rozrzewnienie znikło a natomiast wspomnienie Heglowej a nawet po części Borna zaczęło w niej budzić lekkie uczucie niesmaku...
Nagle przypomniała sobie list Fajfra. Porzuciła go na łóżku. Należało go zniszczyć, Świeżawski mógł powrócić lada chwila, nie należało mu dawać broni w rękę, gdyż dotychczas wojowała właśnie głównie swą nieskazitelnością.
Potarła szybko zapałkę i porwawszy z kołdry list, przytknęła go do płomyka. Ostrożnie, odchylając muślin firanek, trzymała w ręku płonący papier, który jaskrawym blaskiem napełnił sypialnię. W tej samej chwili wybiła w jadalni dwunasta. Helena przypomniała sobie post scriptum Fajfra i parsknęła śmiechem. Wysoko podniosła obnażoną rękę z płonącym papierem i skierowała ją ku oknu. Migocące światło oblało ją całą, jak łuną purpurową o złotych odblaskach.
Nagle zgasło i Helena, śmiejąc się ciągle, rzuciła na podłogę czarne i zwęglone szmaty papieru, które opadły powoli na dywan, jak trupy żałobnych motyli.