Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

w waszym świecie, w świecie złożonym, jak mówicie ciągle z „obowiązku“, z „pracy, itd. ja znajduję ten przymus i to rwanie życia na strzępy za rzecz zbyteczną, drugim nie przynoszącą w rzeczywistości pożytku a mnie zabijającą. Jakie mam prawo pastwić się nad sobą, poddając się pod moralną i fizyczną torturę, dlatego jedynie, że pewna część ludzi takich, jak pan, lub Heglowa nazywa pożycie moje z mężem, nieuczciwością, obłudą, wyzyskiem opinii, itd. W waszych oczach rzecz się przedstawia w tem świetle, w innych zaś, należących do ludzi, którzy według tradycyi zowią małżeństwo „nierozerwalnym sakramentem z woli Boga“, właśnie rozstanie moje z mężem byłoby zbrodnią i występkiem. Powiesz mi pan, pozostań w domu, lecz żyj inaczej, lecz czemże ja szkodzę społeczeństwu, spacerując z Fajfrem, lub smarując twarz bielidłem? Na krańcu przepaści potrafię się zatrzymać, gdyż temperament mój sprzeciwia się owej osławionej pokusie wiarołomstwa. Wczoraj przeszłam taką próbę i zrozumiałam, że nie należę do rzędu kobiet, które mają jakieś namiętne porywy. Zresztą, panie kochany, co dla was może się zdawać rozkoszą, dla mnie byłoby boleścią, wy umiecie w dręczeniu siebie samego znaleźć rozkosz (czynicie więc to w samolubnym celu), ja zaś czuję, że byłoby to złym popędem zmuszać swoją istotę do czynów dla niej zbyt przykrych. Przyznaj się pan otwarcie, gdyby to życie, które pędzisz, nie przystawało, jak rękawiczka do twych potrzeb materyalnych i duchowych, z pewnością byś je porzucił. Potrzeba, ażeby ktoś zjadał czerstwe bułki, które pozostają u piekarza. Mój ojciec, mogąc jeść wykwintne potrawy, lubił kartofle ze słoniną. Pan lubisz życiowe kartofle ze słoniną i pragniesz mnie do tej uczty