— Trzy grosze! — piszczała cieniuchnym głosikiem.
Bednawska odłożyła robotę, drżącą ręką sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej siatkową sakiewkę; długo w niej szukała, aż wreszcie wyjęła wytartą monetę.
— Niemam drobnych — mruknęła, kręcąc głową.
Lecz Helena jednym susem do jej kolan przypadła i zręcznie z dłoni staruszki szarawą centkę pieniężną zdjęła.
— Reszta zostanie się na rachunek! — zawołała, odskakując.
— Niech panna Helena odda... cóż to znowu!
— Panna Helena? — pozostała połowa!
— Bednawska ujęła znów w rękę frywolity.
— Chwilami zdaje mi się, żeś zmysły straciła — wyszeptała, machając czółenkiem.
Helena porwała się z ziemi i, wsunąwszy pieniądz w kieszenie szlafroka, obie ręce w górę podniosła a ująwszy masę włosów silnie je w węzeł wiązać zaczęła. Poczem obciągnąwszy na biodrach szlafrok, podeszła powoli ku drzwiom prowadzącym do gabinetu męża.
— Idę po „Monte Christo“ — wyrzekła, stając tuż przy klamce — zostawiłam go wczoraj rano w gabinecie męża!
Ujęła za klamkę i w tej chwili w oczach jej zgasło dziecinne rozbawienie. Usta zacisnęły się w wąską linijkę, cała postać przybrała odcień pewnej wątpliwości.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Ów „gabinet“ był wązkim, małym pokoikiem, oblepionym szarem, niewyraźnem obiciem. Tronowało w nim biurko duże, ciężkie, masywne, wy-