i uśmiech ironiczny coraz silniej krzywił jej usta. Teraz była przekonaną, iż Born przyjdzie dziś, jutro i zaczynała nawet układać w swej nieposkromionej fantazyi słowa, jakiemi go przywita. List leżał na toaletce pomiędzy słoikiem cold-creamu i pudełkiem różu. Miała zamiar go spalić, lecz zawahała się. Ostrożnie, powoli ujęła go i włożyła do małej szkatułki, którą ukryła w głębi jednej z szufladek. W szkatułce tej leżał zwitek papierów, Był to manuskrypt „Katechizmu pesymisty“, tej jedynej broszurki, jaką jej brat napisał. List Borna zabielił się jasno na tle tych zaczernionych papierów. Helena wieczko zamknęła.
Poczem powróciła spokojnie na dawne miejsce i zapinała uważnie świecące na tle czerwonych pończoch sprzączki spodni. Wstała i na łóżku szukała stanika. Robiła wrażenie pazia wysmukłego i kształtnego o eleganckich i dystyngowanych liniach. Bez gorsetu, giętka, w białej, cienkiej koszulce i w aksamitnych spodniach, z włosami wysoko podniesionemi nad karkiem, przybierała już z przyzwyczajenia wyzywające pozy. Wreszcie włożyła spódnicę z grubego szewiotu i zaczęła wciągać stanik.
Zastukano do drzwi.
— Czego?
— Proszę pani, przyszedł budowniczy Myłkiewicz i chce się koniecznie z panią widzieć.
Helena spojrzała zdziwiona.
— Budowniczy, to nie do mnie, do pana... Pana nie ma w domu!
— Ależ nie — nalegała służąca — powiedział mi wyraźnie — poproś pani, aby mnie przyjęła, mam jej coś do powiedzenia!
— Każ mu wejść do gabinetu pana.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/147
Ta strona została skorygowana.