chwytając z rąk męża swą tłustą i pucołowatą córeczkę:
— Teraz Drzewiecki będzie rakiem!... Drzewiecki usiądzie koło babci, weźmie Nabuchodonozora na kolana i czekać będą oboje grzecznie, dopóki ich nie zawołają na herbatę!
Tańcząc, skacząc, zaprowadziła Drzewieckiego ku kanapie i posadziła obok matki. Poczem oddała mu dziecko, uśmiechając się i patrząc w oczy.
Tymczasem Rak powtarzał, walcząc z kołnierzykiem i wychylając jeden po drugim kieliszki wina.
— Jak Boga mego kocham.
Helena wsunęła się w zagłębienie okna i natychmiast przysunął się do niej Fajfer, któremu na wpół fantastyczny kostyum dodawał wiele uroku. Miał aksamitną bronzową kurtkę, wyłożony kołnierz i niedbale związany jedwabny, szeroki krawat. Buty wysokie, lśniące, opinały zgrabne nogi, trochę chude, lecz doskonale wycięte. W ręku trzymał czapkę czarną, aksamitną. Włosy miał lekko zafryzowane. Był ładnym, jak lalka, świeżo wstawiona do fryzyerskiej gablotki. Zbliżył się do Heleny i podając jej rękę, wyszeptał:
— Dziękuję!...
Ona zaczęła śmiać się przeciągle, przypominając sobie ów płomień listu, który oświetlił okna sypialni. Nie powiedziała mu jednak, w jaki to sposób przypadkowo dała mu znak swej łaski. Z wielką przyjemnością zauważyła, iż Fajfer wydał się jej dziś ładnym i zgrabnym chłopcem. Chciała koniecznie dobrze się bawić podczas tej wycieczki i sprawić tem samem swojej istocie wielkie zadowolenie. Mimowoli słowa Borna przyszły jej na myśl. „Jesteś swym wrogiem!“ Ona,
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/151
Ta strona została skorygowana.