Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

Dziką, przyśle... nikt tak dobrej hypoteki jak ja nie znajdzie...
— Naturalnie! — krzyczał Świeżawski — takich jak Drechner faktorów niby mało w Warszawie! Co kamień, to jeden wyrasta...
— Niech tak będzie! — mruczał Drechner, ze schodów powoli schodząc — niech tak będzie, co ja nie mam racyi.
Świeżawski do pokoju się cofnął, ale jeszcze raz drzwi otworzył i głowę do sieni wsunął.
— A niech mi Drechner przez kuchnię czasem nie wróci, bo Anna nie wpuści. Ma to przykazane!
Drechner, nie odwracając głowy, wciąż ze schodów powoli schodził.
Swieżawski chwilę za nim patrzył, wreszcie do pokoju się cofnął i drzwi na klucz zamknął. Teraz dopiero spostrzegł żonę i szybko do biurka podszedł.
— Czego chcesz? — zapytał, idąc.
— Zostawiłam tu wczoraj drugi tom „Monte Christa“ — zaczęła Helena i ku pułkom się zwróciła.
— Nie przewracaj!... dziś wszystko poukładałem! — odezwał się Świeżawski — lepiejbyś zrobiła, licząc bieliznę do prania, niż czytając „Monte Christa“!
— Wieczorem policzę!...
— Och! naturalnie — znów Anna weźmie niepoliczoną...
Przy biurku usiadł i ujął za książkę.
— A teraz, idź stąd! — odezwał się dość opryskliwie.
Lecz ona nie odchodziła i wsunąwszy ręce w kieszeń od szlafroka, podkradała się ku niemu nieśmiałym krokiem.