— Chodźże, chodź, nie marudź, spóźnimy się... pójdą sobie i cała frajda przesadnie.
I cała różowa z radości, Żabusia ciągnęła Helenę, która przyglądała się na wystawie sklepu ułożonym w wachlarz materyom.
— Weźmiemy doróżkę! Babcia, dziadzio i Nabuchodonozor z niańką — już są tam od godziny...
Skinęła na doróżkę i wskoczyła, ciągnąc za sobą Helenę.
— Do Łazienek... a po kawalersku!...
Dorożkarz mrugnął porozumiawczo, śmignął batem i ruszył z miejsca.
Żabusia z radością zaczęła się wiercić i trącać łokciem Helenę.
— Wziął nas za... takie dwie.. jak dziadzia kocham! Widziałaś?
— Widziałam — odparła Helena z uśmiechem.
Obie ubrane były jasno, w sukniach silnie na biodrach ściągniętych, w dużych kapeluszach, okolonych piórami. Iluzyowe białe woalki dochodziły im do ust silnie wykarminowanych. Obie miały kwiaty, zatknięte za paskami sukien.