Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

— Jeden, dwa, trzy...
Na szelest ich sukien mężczyźni obejrzeli się. Twarze ich rozjaśniły się, emeryt podciągnął kołnierzyk; Żabusia i Helena dusiły się ze śmiechu. Szły teraz pod górę ścieżką, jedna za drugą i Nabuchodonozor, zobaczywszy matkę, zaczął wrzeszczeć, wierzgając nóżkami, odzianemi w białe buciki.
— Mamusia!...
Dziadzio złożył „Kuryer“ i wyrzekł z radością w głosie.
— A ot i nasza Żabcia!...
Helena i Żabusia zbliżyły się szybko, powstał gwar i zamieszanie, Żabusia porwała na rękę córkę, dała jej makaroniki, przyczem zgubiła list Drzewieckiego, który Helena podniosła i do kieszeni jej wsunęła.
— Przyszłyśmy tu na chwilę przed próbą, idziemy bowiem próbować te żyjące bohomazy — paplała Żabusia.
Mówiąc, z pod złotych rzęs patrzyła na mężczyzn, którzy, zawiedzeni w swem oczekiwaniu, znów wyciągali szyje nakształt żórawi.
Helena nie mogła wstrzymać się od śmiechu.
— Z czego się panie tak śmieją? — zapytał wreszcie dziadzio.
Lecz Żabusia zatrzepotała rękami.
— Z niczego! — wołała — niech dziadzio nie będzie zanadto ciekawy, bo się nie uchowa! Chodź, Heleno!...
I znów powstał hałas i zamieszanie. Nabuchodonozor wrzeszczał, domagając się iść z matką, niańka uspakajała dziewczynkę, klaszcząc w dłonie, babcia wołała „cicho“, Helena i Żabusia zanosiły się od