Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/165

Ta strona została skorygowana.

— Ani ja!...
— Ani ja!...
Helena nie odpowiada nic, chłonąc w siebie z pewną lubością piwniczną atmosferę teatru. Usiadła na krześle prawie na proscenium, oparła głowę o pierwszą kulisę i patrzy szeroko rozwartemi oczami na otwartą przed nią czarną jamę sali.
Nagle słyszy głos Fajfra.
— Pani wie!... Mój ojciec jutro przyjeżdża!
Drgnęła cała.
— Cóż mnie to obchodzi! — rzuciła przez ramię.
Fajfer stał chwilę milcząc, zasłonięty kulisą.
— Przejdę ciężkie chwile! — wyrzekł nareszcie — ojciec dowiedział się o wszystkiem!
— O czem?
Nie odpowiedział ani słowa, czując, że pomiędzy nim i nią coraz większa rozpada się przepaść. Szczególniej od chwili wejścia za kulisy, Helena zmieniła się w dziwny sposób. Unikała go, udawała prawie, że go nie zna. W owych obrazach przyjmował udział cały „bawiący się“ świat Warszawy. Fajfer nikł wśród tej falangi dojrzałych mężczyzn; zdawał się być źle ubranym i zanadto szybko wybujałym w górę chłopakiem. Duma Heleny podrażnioną została tembardziej, że Majeski o wiele lepiej się prezentujący, silnie był teraz zajęty Żabusią, która wyłącznie dla siebie zagarnęła i Drzewieckiego. Przytem kilku właśnie z „szykowniejszych“ mężczyzn zaczęło zwracać uwagę na Helenę i przedstawiło się jej podczas prób poprzednich. To wszystko wpłynęło na przykre jej obejście się z Fajfrem.
Chłopak stał chwilę za kulisą i wreszcie znikł cicho, jak cień.