W garderobie jej pozostały szczątki biletu, w którym Fajfer zawiadamiał ją o przyjeździe ojca, w krótkich urywanych słowach.
Wychodząc do teatru, oddano jej w bramie tę kartkę. Przeczytała ją i, podarłszy, szczątki włożyła w kieszeń. Dochodząc do tego teatru, spotkała samego Fajfra. Stał, czekając na nią widocznie. Niemogła się cofnąć; on, zobaczywszy ją, przysunął się do niej z żałobną twarzą.
— Dzień dobry pani! Zła nowina... nie mogę brać udziału w żywych obrazach — wyrzekł cichym głosem.
Helena szybko zwróciła się ku niemu.
— Dlaczego?
— Ojciec nie pozwala!...
Helena spojrzała na niego i w tej chwili dostrzegła, iż twarz jego była świeżo zakrwawiona i na szyi znać było ciemną pręgę.
— Niech pan idzie zawiadomić o tem członków komitetu — wyrzekła — wynajdź pan zastępcę!...
Wchodziła już do bramy, gdy Fajfer porwał ją za fałdy sukni.
— Pani, Heleno! — wyrzekł błagalnym głosem — dajże mi ty słowo pociechy, bo to wszystko, co znoszę, to dla ciebie i... przez ciebie!
Helena gniewnie wyrwała mu z rąk suknię.
— Przezemnie? Oszalałeś pan!... Mogę śmiało panu w oczy spojrzeć, nie zawiniłam niczem względem pana. Czego chcesz odemnie?
Wbiegła do bramy i długo nawet w garderobie uspokoić się nie mogła. Po godzinnej pracy nad twarzą, doszła wreszcie do tej maski „Prawdy“ jasnej i białej, rozjaśnionej tylko jak dwoma gwiazdami promieniami jej źrenic.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |