Od czasu do czasu, Helena czuła, iż spogląda na nią z pod ronda kapelusza i spojrzenie to odbierało jej prawie przytomność.
— Czy dużo zebrano z przedstawienia? — pytał Hohe.
— Niewiem, niewiem, kilka tysięcy rubli — odpowiadała Helena.
— Głównie zawdzięczają ten zbiór wam, moje piękne panie; jak to dobrze przyczynić się do otarcia łez niedoli!
Głos jego brzmiał słodko, jak głos księdza, nawołującego do filantropijnych uczynków.
Dochodzili do Nowego Światu. Hohe stanął i obejrzał się niespokojnie.
— Pani chce iść Nowym Światem?
— Tak!
— Wróćmy się. Tam za dużo ludzi po chodnikach się snuje.
Pomimo zmieszania, Helena wzruszyła po swojemu ramionami.
— Cóż to szkodzi? Dlaczego się kryć mamy? Nie robimy przecież nic złego!
Lecz on delikatnie ujął jej rękę i za sobą pociągnął.
— Wierz mi pani, lepiej nam tu będzie, nikt nas nie zobaczy!
Helena szła za nim bez oporu.
— Czy pan się plotek boi? — spytała.
— Nie dla siebie — odparł Hohe — lecz dla pani! Po co się narażać? I tak już o pani tyle mówią!
Całe rozdrażnienie i rozgorączkowanie Heleny wybuchnęło w jej odpowiedzi.
— Niech mówią; drwię sobie z tych, którzy
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/179
Ta strona została skorygowana.