Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

z włosami o niepewnym kolorze, przedzielonemi na środku małej i zgrabnej czaszki. Jasne światło latarniane uwypuklało jego czoło czworograniaste, a mimo to dziwnym kaprysem natury w tył cofnięte. Reszta twarzy o lisiem wydłużeniu objęta puchem kasztanowatej, krótkiej, fryzowanej brody tonęła w cieniu. Ruchy jego były miękkie, zalotne, jak u kobiety rozkochanej w swem ciele. Szedł tak cicho, iż zdawał się mieć na nogach aksamitne obówie. Przeszedłszy promień światła latarni, wyjął papierośnicę i zapalił papierosa. Helena, stojąc nieruchomo na środku placu, gwiazdkę tę purpurową w ciemności śledziła. Wreszcie z wysiłkiem poruszyła się i odeszła w stronę domu.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wchodząc do przedpokoju, zastała zapaloną lampę, obce palto i kapelusz, zwieszające się z szaragów. Małemi drzwiczkami, prowadzącemi do jadalni, weszła do głębi mieszkania, mijając salon, w którym słyszała zmieszane męzkie głosy. Była tak zgorączkowaną i nowym swym stanem przerażoną, iż nie chciała widzieć żadnej obcej twarzy.
W jadalni zastała pokojówkę, ustawiającą na tacy przybory do herbaty.
— Kto jest w salonie? — spytała.
— Pan Hegiel! — odparła dziewczyna.
Helena zbliżyła się do stołu i zdjęła z tacy trzecią filiżankę.
— Zaniesiesz mi herbatę do sypialni — wyrzekła — nie wyjdę do salonu.
Przez kuchnię chciała przejść do swego pokoju, lecz zatrzymała się, widząc, iż Basia, kucharka, pakuje swój kufer i ściąga pościel z łóżka.