czysta lady o popielatych włosach i zielonych źrenicach a taka młoda, dziecko prawie a taka już zmizerowana duchowo i fizycznie. Ci niegodziwcy, którzy się nad tobą znęcali, czerpiąc z ciebie rozkosze, nie pomyślą, że dla ciebie niedługo może się rozpocząć agonia.
Helena, nie odrywając głowy od jego ramienia, próbowała protestować:
— Ależ nie, przeciwnie, to ja się nad nimi pastwiłam... Pisałam panu przecież, taki Fajfer...
Lecz on wybuchnął ze zgrozą.
— Nie mów mi pani o tym nędzniku. Ten lowelas włóczył panią powozami po nocy, konno o wschodzie słońca, po szynkowniach i restauracyach Wilanowa, Marcelina! To on nadużył twej wiary, on pierwszy skalał twą opinię, kompromitując cię publicznie po Saskim ogrodzie, wreszcie wyzyskał twe ciało, udręczając cię swoją namiętnością.
Helena podniosła głowę.
— Ależ! — zawoła — ja!...
— Cicho! — krzyczał Hohe — cicho, nie wspominaj nigdy nazwiska tego rozpustnika, sama myśl o podobnym nikczemniku wstrętem mnie przejmuje! Nie mogę słuchać tego spokojnie.
Urwał, sapiąc ciężko, wreszcie znów głowę Heleny na swe ramię złożył.
— Odpocznij, biedaczko, odpocznij — prosił — źli ludzie zmęczyli cię, ja radbym cię tak kołysać do zgonu na mych rękach, broniąc cię przed pokusami świata! Śpij!...
Helena zamknęła oczy i doznała rzeczywiście wielkiej rozkosznej błogości. Była to rozkosz delikatna i subtelna, która łaskotała jej zmysły. Hohe trzymał jej rękę w swoich dłoniach i siedział cicho, zapatrzony przed siebie.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/198
Ta strona została skorygowana.