Dorożka skrzypiała i podskakiwała po nierównym bruku, lecz Helenie zdawało się, iż płynie w przestworza i że rzeczywiście jest chora i osłabiona.
Nigdy w życiu nikt nie kołysał jej tak do snu, jak ten człowiek, nigdy nie poddawała się z taką błogością pod wpływ tak niepojętej i delikatnej pieszczoty. Starała się nie myśleć o niczem, nie rezonować, nie analizować, tylko płynąć w tym błękitnym eterze cichego rozmarzenia.
Po nad jej czołem, jak powiew wiatru przebiegł szept Hohego:
— Śpisz?
— Nie, myślę!...
— Nie myśl!... Myśli twe są złe, przestań myśleć tak jak dawniej, pozwól, że ja twem sercem i duszą kierować będę... Życie twoje się zmieni, nie pozwolę ci więcej błądzić i tańcząc walca, schodzić do mogiły.
Nagle odepchnął szybko jej głowę i puścił rękę:
— Wyprostuj się pani! — zawołał.
Dorożka stanęła, dorożkarz złaził z kozła.
— A co tam?
— Ano, droga zła! — odparł woźnica. — Nie pojadę dalej... a potem oto wicher brzydki dmie... dyabły za dorożką gonią... Wracać chyba, co?
Hohe zasłaniał sobą Helenę.
— Wracaj mój, przyjacielu!
Gdy powóz ruszył z miejsca, dziennikarz pochwycił w swe objęcia młodą kobietę.
— Słyszysz? — zawołał z emfazą — słyszysz, co dorożkarz powiedział? — Dyabli nas ścigają!... To dyabli twych dawnych grzechów i namiętności! Ale ja cię przed nimi obronię, nie bój się, nie bój się, moje biedne dziecko!...
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/199
Ta strona została skorygowana.