Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/210

Ta strona została skorygowana.

Płomienie przeszły jej twarz, Fajfer szedł obok niej i wyciągał ku niej rękę.
Zapomniała o nim zupełnie, od miesiąca dawny jej świat nietylko przestał istnieć dla niej, ale zaczynała nienawidzieć wszystko, co ją z nim łączyło, choćby wspomnieniem.
— Byłem kilkakrotnie u państwa! — wyrzekł farmaceuta — ale nigdy pani nie zastałem. Być jednak może, iż pani była w domu, tylko mnie przyjąć nie chciała!
Helena chciała dawnym zwyczajem odpowiedzieć mu: tak!... nie chciałam cię przyjąć, lecz przeszło jej przez umysł zdanie Hohego: „po co mieć nieprzyjaciół“, odparła więc spokojnym głosem:
— Nie, rzeczywiście nie byłam w domu!... Dlaczegóżbym pana przyjąć nie miała...
— Och, pani jest tak dziwną, tak niepojętą istotą, sądziłem, że pani się na mnie gniewa!..!
— Nie, dlaczegożbym miała gniewać się na pana?
Patrzył na nią z podziwem, odpowiadała mu cichym i słodkim głosem. Nie patrzyła na niego z pod zmrużonych powiek, podnosząc w górę głowę. Przeciwnie, trzymała oczy uparcie w cieniu i ręce złożone pobożnie pomiędzy koronkami rotundy.
— Czy pani chora? — zapytał zdziwiony.
Ona zawahała się, nie wiedząc sama co odpowiedzieć.
— Trochę!...
— Co pani? — zawołał z przestrachem — proszę mi powiedzieć? Czy wezwałaś pani lekarza?
Zatrzymał ją prawie na chodniku błagalnym