Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

wyrzekła — ja rzucałam światu rękawicę a świat mnie obrzucił kamieniami... Oto, co zyskałam!
— Dawniej pani drwiłaś ze świata...
Helena uczuła, iż zdradza się w tej chwili zanadto ze swym brakiem logiki.
— I teraz drwię zeń — odparła — ale drwię po cichu! Oto cała różnica.
Podniosła powoli powieki i prześlizgnęła się wzrokiem po twarzy Fajfra.
— Żegnam pana!
Lecz on teraz ustąpić nie chciał, nagłem przeczuciem zdjęty.
— Dokąd pani idzie! — zawołał półgłosem — ręczę, iż idziesz pani spotkać się z kimś, kto jest pani milszy odemnie... Czy tak? Czy zgadłem? Twarz pani się mieni... Heleno!... Heleno!...
Za całą odpowiedź Helena skinęła na przejeżdżającą dorożkę.
— Zmuszasz mnie pan wsiąść do dorożki! — wyrzekła, kierując się ku powozowi — miałam ochotę przejść się trochę!...
On podbiegł ku niej blady, z drżącemi wargami i porwał ją za rękę.
— Nie pojedziesz, nie pojedziesz! — szeptał nieprzytomnie.
Dorożkarz oglądał się z kozła ukosem, jakaś służąca stanęła na brzegu trotuaru i patrzyła ciekawie.
Helena zawrzała cała ze źle pohamowanej złości, lecz spojrzawszy w twarz Fajfra, przeraziła się jej wyrazem.
Uścisnęła więc mocno jego rękę i pochylając się ku niemu, wyrzekła:
— Puść mnie pan, jutro napiszę do ciebie!