Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/214

Ta strona została skorygowana.

— Nie! — odparła dziewczyna — pani jeszcze niema, ale pan jest i czeka też na panią!
Helena chciała się cofnąć, lecz drzwi od pokoju otwarły się i stanął w nich Born.
— To pani? — wyrzekł zdziwiony — sądziłem, że to pani Heglowa.
Otworzył drzwi na roścież i zapraszał Helenę.
— Proszę, niech pani wejdzie!
Helena weszła zmięszana, gryząc wargi. Owo „pan“, powiedziane przez służącą a stosujące się do Borna, zastanowiło ją niezmiernie. Dlaczego „pan“ a nie „pan Born“? Co to miało znaczyć?
Tymczasem Born uprzątał szybko manuskrypty ze stolika.
— Składam mój cały warsztat! — wyrzekł ze swobodą, wkładając papiery do zniszczonej teczki.
Helena spojrzała dokoła.
Cały ten smutny pokój przybrał teraz trochę weselszą barwę. W owym pokoju zieleniała duża palma, u okien udrapowano tanie, białe firanki.
— Nie widziałem pani dawno! — mówił dalej Born, krzątając się po pokoju — pani Jadwiga kilkakrotnie miała zamiar iść do pani, ale czasu nie miała.
Mówił te słowa banalne ze spokojem wielkim. Patrzył na Helenę wprost, trochę zmęczonemi oczami. Łagodne światło zachodzącego dnia o błękitnawym blasku, snuło się po pokoju i liliowemi tony odbijało się na ubielonej twarzy Heleny, która usiadła na krześle przy stole i pisma przerzucać zaczęła.
— Libelula! — wyrzekła, wskazując palcem na tytuł fejletonu — Tuhana zwyciężyła.
Była rada w tej chwili z uczynienia jakiejkolwiek przykrości temu człowiekowi, który traktował ją z tak życzliwą obojętnością.