micznych do używania trywialnych porównań! Teraz zaś, pisząc tak, jak pan piszesz, nie umiesz już rozmawiać z dobrze wychowanemi i przyzwoitemi kobietami...
— A, tak pani sądzi! — rzucił Born.
— Nic nie sądzę — ciągnęła dalej Helena monotonnym głosem — konstatuję tylko fakt, że można prowadzić polemikę, pisać i być zarazem człowiekiem niezapominającym o formach towarzyskich. Są pewne granice, których przekraczać nie należy. Kalosze owe przedpokojem trącą, mogłeś je pan zostawić w przedpokoju!
— Niestety! — zawołał Born — wchód przez kuchnię w pałacu tym!... Daj mi pani rączkę na zgodę i przestań perorować, bo zdaje mi się, iż czytam studyum jakiego wytrawnego krytyka. A jak Boga kocham dość na dziś druków i bibuły... wakacye, rekreacye!
Rozrzucał po pokoju pisma, zdjęty nagle jakąś wesołością, prawie dziecinną. Srebrne nici wiły się wśród jego włosów i brody, nici przedwczesne w walce życia zdobyte.
Helena powstała od stołu i ku oknu podeszła.
Wychodziło ono na dziedziniec szary, na którym bawiły się dzieci. Czerwone ich fartuszki migały na szarem tle asfaltu.
Oparła się o okno i stała tak, czując się zbyteczną wśród tych ścian, gdzie pełno było spokoju i zadowolenia.
Służąca wniosła obrus i nakrywała stół.
Born jej pomagał.
Helena odwróciła się ku nim i patrzała nań przez chwilę.
— Nie wiedziałam, że z pana taki dzielny gospodarz! — zauważyła z ironią.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/216
Ta strona została skorygowana.