Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/217

Ta strona została skorygowana.

— Prawda! — wyrzekł Born, śmiejąc się — ja sam odkrywam w sobie dopiero teraz te zalety. Wszystko zależy od środowiska, w którem żyjemy. Prawda, pani Heleno?
— Obecne środowisko uczy pana smarować bułki masłem?
— Co pani chce, sama się nie nasmaruje. A ot i pani Jadwiga!...
Podbiegł radośnie ku wchodzącej Heglowej.
— Mamy gościa, pani Helena!...
— Nareszcie! — zawołała Jadwiga — cóż się z tobą działo.
Ucałowała Helenę, która nie oddała jej pocałunku. Jadwiga nie zważając na to, zdejmowała okrycie i kapelusz.
— Cóż, nie było dziś deficytu? — zapytał Born.
— Nie, ani kopiejki! — wyrzekła Jadwiga.
Zwróciła się ku Helenie.
— Siadaj! Wypijemy herbatę razem, dobrze?
Lecz Helena rzuciła wzrokiem na duży kuchenny zegar o malowanych różach, wiszący na ścianie.
— Nie wiem — odparła — muszę wracać do domu!
— Co znowu!... Spotkałam naszych obu mężów pod rękę w Alejach Jerozolimskich. Zobaczywszy mnie, przeszli szybko na drugą stronę. Dlaczego — nie pojmuję.
Helena zbliżyła się do stołu.
— Hegiel bał się, ażebyś nie upomniała się o swe pieniądze!
Jadwiga parsknęła śmiechem.
— Pieniądze! — zawołała — a mnie co teraz po pieniądzach!...