Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

santa — przemówiła wreszcie staruszka — niechcę, aby się podobne kłamstwa po domu walały!...
Helena, nie patrząc na babkę, odpowiedziała:
— Nie, babko!... to, co jest w tej książe — to nie kłamstwo, to prawda!...
Milczała chwilę i powtórzyła chrapliwym, postarzałym głosem:
— To — wielka prawda!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Noc.
Helena siedzi przy biurku owinięta grubym, ciemnym pledem.
Przed nią pali się świeca, okryta zielonym, gazowym ekranem.
Na biurku panuje ten sam ład wzorowy, zdaleka świeci kałamarz na marmurowej podstawie, pokryty mosiężnym hełmem.
Tuż obok świecy błyszczy lufa rewolweru i złoci się krzyż na okładce książki do nabożeństwa.
Młoda kobieta siedzi nieruchoma, zawinięta do połowy ciała w fałdy szala, biodra i uda ma okryte flanelową czerwoną spódniczką obszytą na dole aksamitnym paskiem.
Nogi trzyma podkurczone pod krzesło, w cieniu bieli się pod kolanem wąski pasek jedwabnej białej ślubnej podwiązki, którą Helena „dodziera“ obecnie w domu.
Z całego jej ślubnego stroju pozostały tylko te podwiązki.
Suknia poszła do farbiarza, welon podarła na szmaty, wieniec, wbrew tradycyi, zwinięty i skulony, leży w któremś z tekturowych pudełek.
Cała ceremonia i pompa teatralna małżeństwa uosobiła się w tem nędznem zniszczeniu symbo-