Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

— Państwo będą jedli? — zapytał raz jeszcze.
— Hohe zwrócił się ku Helenie.
— Co pani rozkaże?
Helena usiadła na brzegu jedynego krzesła i, unikając spojrzenia w twarz kelnera, odparła:
— Nie wiem... Nie jestem głodna!
— Od pierwszej chwili została uderzona wielkiem podobieństwem kształtu nosa i wyrazem oczów kelnera do Hohego. Tylko dziennikarz miał po nad krogulczym nosem czworograniaste, uparte, mozolne czoło i oczy jego chwilami pokrywał jakiś cień melancholii.
Stanowczo jednak tych dwóch ludzi miało w szczegółach wspólne cechy, zaledwie naszkicowane lekko, lecz w oczy bijące.
Hohe dysponował kolacyę, cedząc słowa, przerywając co chwila wyrazami:
— A macie też co porządnego?
Zdecydował się wreszcie na kurczęta, sałatę, szparagi i... szampana!
Wymówił te słowa, zaokrąglając usta i dorzucił za wychodzącym kelnerem:
— A tylko dobrą markę!...
Kelner wyszedł. Helena powstała z miejsca i zaczęła przyglądać się obiciu.
Hohe tymczasem ściany obmacywał.
— Patrzę, czy gdzie szpar niema; często w takich budach są umyślnie zostawione otwory...
Urwał i po chwili dodał z uśmiechem:
— Tak powiadają!...
Helena nie miała odwagi usiąść na szezlągu, który rozpaczliwie ku niej swe poszarpane łono otwierał. Hohe zajął miejsce pomiędzy kłakami i, siadając z gracyą, zagrał na wszystkich sprężynach materaca.