Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/222

Ta strona została skorygowana.

— Madejowe łoże! — wyrzekł słodko — cóż począć, nie mogłem pani zawieść do Zacisza, ani gdzieindziej. Moglibyśmy spotkać kogokolwiek. Tu przynajmniej niema nikogo. Jedno, co jest nieprzyjemne, to ten żyd usługujący.
Helena rozwiązała wstążki płaszcza.
— Tak, wiem, pan nie lubi żydów!
— Nie-na-wi-dzę! — odparł Hohe — nie-na-widzę!
Zresztą to już jest w naszej krwi, w naszej krwi szlacheckiej... i ty musisz nienawidzieć żydów, prawda?
— Nienawidzę ich, bo są brzydcy i brudni!
— Masz racyę, bardzo, bardzo szpetni, moralnie i fizycznie.
Wyprostowywał swą drobną figurkę. Krogulczy nos jego lśnił się krzywą linią w mdławym blasku świecy.
— Walczę przeciw nim całą siłą — zaczął znowu — walczę z prawdziwą rozkoszą. Oni to, żydzi, są tą wieczną negacyą przeciw porządkowi uświęconemu tradycyą i przybierają na siebie suknie wolnomyślicieli. Wszędzie się wkręcą, wśrubują, zagarną lepsze, korzystniejsze stanowiska. Dość wziąść naszą prasę a toć cała naszpikowana jest żydami, którzy są owymi heroldami pseudo-postępu!
Umilkł na chwilę, poczem dodał podkręcając wąsy:
— Wstrętne plemię, nie mówmy o nich. Powiedz mi pani lepiej co o sobie. Zkąd przychodzisz, gdzie byłaś?
— Byłam u Heglowej.
Hohe skrzywił się z niesmakiem.
— Czy u tej, która uciekła od męża?