Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/227

Ta strona została skorygowana.

wego płynu. Hohe udko kurczęcia świdrował ponurym wzrokiem.
— Jakie dzieła, takie życie — zaczął wreszcie — jednak gdyby nie wiara, jaką mam w twe słowa, trudnoby mi było uwierzyć w podobną przewrotność tego człowieka, który, nietylko chce skalać literaturę, jakiej jest hańbą, lecz zarazem szerzyć rozprzężenie obyczajów, jak morową zarazę, zrywając to, co stanowi podstawę moralności społecznej, to jest instytucyą małżeńską!
Schwycił za butelkę i nalał kieliszki.
— W jakiem ty żyłaś otoczeniu — zawołał — w jakiem otoczeniu! I dziwić się, żeś zeń wyszła skalana i z umysłem, pełnym złych na świat poglądów!... Czy mało było takiemu Bornowi jego „ewolucyjnej“ Heglowej, że i na ciebie, biedaczko, zarzucił siatkę, chciał cię namówić do porzucenia domu, w którym obowiązek twój i przysięga pozostać ci nakazują. Wstrętne są jego prace, wstrętny to... żyd!
Helena spojrzała nań ze zdziwieniem.
— Born, żyd? — spytała.
— Musi być żydem, nic innego. Ta skwapliwość, z jaką rzuca się do nowości, daje mi dostateczną miarę jego pochodzenia. Przytem, moja droga... instynkt nas nigdy nie zawodzi. Born musi być z „naszych“, bo ja go znieść nie mogę... A było ze mną tak zawsze od dziecka. Arendarzy w majątkach mego ojca ścierpieć nie mogłem. Uważałem ich za wrogów ziemi. Miałem zawsze namiętne przywiązanie do ziemi. To naturalne. Bene natus, possessionatus,.. Co!...
Jadł przez chwilę wykwintnie, podnosząc piąty palec, jak aktorka na scenie, gdy gra wielką damę i niedbale zapytał: