Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

licznego stroju. Dziś, więcej niż kiedykolwiek, Helena odczuła nicość czynionych postanowień.
Do tej chwili jednak nie zastanawiała się nad tem, czy małżeństwo wogóle dało jej oczekiwaną sumę wrażeń, być może dlatego, iż nie roiła, nie oczekiwała nic, wydana szybko, niespodziewanie za tego młodego człowieka, którego „rodzina“ była ogólnie znaną, szanowaną i pięknie zaznaczoną.
Babka z radością przyjęła oświadczenie się Świeżawskiego o rękę swej wnuczki. Wprawdzie był on zerem, lecz rodzina jego, pochodzenie — dawało rękojmię, że „niedaleko padnie jabłko od jabłoni“. Rodzina ta mieszkała daleko na zapadłej prowincyi, lecz była „cnót pełna“ i szanowała wiernie „tradycyę szlachecką“. Natychmiast po ślubie, pierwszy cios odniosła Helena, widząc niezadowolenie ze strony męża, niezadowolenie wobec jej posagowej sumy. Ukryła jednak swój smutek przed babką, po części przed samą sobą.
Nie znalazła również w alkowie małżeńskiej upojenia, ciało jej drobne, małe, dziecięce, źle rozwinięte — nie nadawało się do brutalnej zmysłowości Świeżawskiego. On nie troszczył się o pewne uszlachetnienie swych namiętnych porywów. Korzystając z dziecinnego usposobienia Heleny, jak papugę lub małpę powoli uczył słów dwuznacznych, żartów, zanosił się ze śmiechu, słysząc sprośne wyrazy, powtarzane przez te drobne różowe usta o dziecinnym wykroju. Była to powolna deprawacya, ordynarna i nizka, rozpusta taniej taryfy, pozostawiająca na duszy kobiety olbrzymie ślady zabłoconej ręki. Dla Świeżawskiego były to przekąski miłosne konieczne, bez których obejść się nie umiał. Helena więc w oddaniu się mężowi widziała raczej zabawną stronę a wychowana w prze-