Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

sadnem, fałszywem i niehygienicznem poczuciu moralności, nie myślała nigdy o boskości celu, lecz jedynie o dziwactwie środków. Dziś środki te wydawały się jej nieledwie potwornemi, skoro służyły do spełniania występku wiarołomstwa, do łamania złożonej przed ołtarzem przysięgi.
Gdy o szarej godzinie spotkała się wreszcie z mężem, który, unikając jej spojrzenia, zdawał się czekać z ust jej ostatecznej decyzyi, Helena nie powzięła jeszcze żadnego postanowienia. Cały czas siedząc pod piecem w sypialni, zdrętwiała i przejęta grozą, miała przed sobą fatalny i wstrętny widok dwojga ludzi złączonych uściskiem, ludzi, którzy według jej przekonania stali od siebie tak daleko, iż nigdy zbliżyć się nawet myślą do siebie nie mogli, Tymczasem, oni zbliżyli się brutalnie, w sposób najbardziej tajemniczy, tuż pod jej okiem, w jej domu, w kilka miesięcy zaledwie po ślubie. Serce jej krwawiło się boleśnie, zdawało się jej w tej chwili, że kocha nad życie tego człowieka, którego widziała przed chwilą w objęciach drugiej. Nienawidziła Annę, to znów nie czuła do niej żalu. Było chaosem nieokreślonym to, w co wpadła nagle i niespodziewanie. Czuła jednak dokładnie moc cierpienia. Kurczyła się i drżała jak w febrze. Babka, ukołysana ciszą, zasnęła opierając głowę na poduszce fotela. W szarem świetle konającego dnia, płynącego z okna, zdawała się być trupem przedwcześnie urodzonego dziecka, tak drobną, małą i szarą była jej twarzyczka. Helena patrzyła na nią przez mgłę swych skamieniałych w źrenicach łez i przez chwilę mignęła jej przez umysł ostra jak stal myśl, iż ta drzemiąca kobieta była sprawcą jej obecnej niedoli. Dlaczego? Sformułować myśli tej nie mogła, lecz już ku niej cisnęły sie wszelkie żale i urazy.