Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/240

Ta strona została skorygowana.

bienia, po co mam sobie z niego robić nieprzyjaciela?
— Tego ci nie przyrzekam! — odparła staruszka — znajduję bowiem, że każdy powinien mieć odwagę przyznania się do swoich czynów...
Helena sięgnęła pamięcią do słownika Hohego.
— Ach, są czyny, których ojcowstwo może nam sprawić tylko kłopot i publikowanie ich jest rzeczą zbyteczną...
Ciotka Julia podniosła okulary i bez szkieł patrzyła prosto w twarz młodej kobiety.
— Co to znów za zasady wygłaszasz? — spytała dość surowym głosem — masz minę i słowa Tartuffa na ustach. Przez tych chwil kilka ciekawie cię obserwowałam i widzę w tobie początek przewrotu dziwacznego i zaczerpniętego dyabli wiedzą z jakich znów mętów...
Na tobie, jak na zwierciadełku odbija się każde tchnienie... W pierwszej chwili sądziłam, że to zmiana korzystna, ale drapiąc trochę po tej baraniej skórce, poznaję, że się coś tam w tej głowie przekręciło... Nie myśl, że mnie tak łatwo oszukać, dlatego, iż siedzę zamknięta z memi bombonierkami i Bérangerem...
Całą siłą woli Helena przywołała na usta blady cień uśmiechu...
— Zastanawiałam się dużo w dniach ostatnich, myślałam... rezultatem...
Nagle w przedpokoju dzwonek szarpnięty gwałtownie, przerwał jej mowę.
Chwilę słychać było głos służącej i jakiś głos męzki, zmieszane razem i nagle się otwarły drzwi od przedpokoju.
Stanęła w nich siwiejąca już kobieta.