Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

— A co tam? — spytała ciotka Julia, nie podnosząc się z miejsca.
— To pan Siennicki...
— Julek? Niech wejdzie!
Służąca usunęła się i we drzwiach, na ciemnem tle, pojawiła się postać młodego dwudziestoletniego człowieka, niezmiernie bladego, ubranego w długi, czarny surdut.
— Jak się masz! — wyrzekła ciotka Julia, podając mu rękę i równocześnie drugą ręką, w której trzymała szczypce, wskazała na Helenę.
— Julek Siennicki, moja siostrzenica Helena.
Nowoprzybyły ukłonił się, nie patrząc w twarz Heleny i usiadł na brzeżku krzesła.
— Jakże się ma matka?
— Mama przyjechała wczoraj do Warszawy...
— Jakto i nie daliście mi znać... dlaczego mama nie przyszła?
— Mama dziś miała dwa ataki nerwowe i teraz jest u doktora. Poleciła mi iść do pani i czekać tu na siebie...
Mówiąc, miął nerwowo kapelusz, gryzł wargi i mrugał oczami.
Helena patrzyła na niego przez chwilę, dziwiąc się jego podłużnej, pokrytej jakby zmoczonemi włosami głowie, jego długim nad miarę rękom, zakończonym kościstemi palcami, które zdawały się klekotać, jak kastaniety. Twarz była brzydka, blada i zmęczona, lecz usta purpurowe i zaschłe, czerwieniły się w tej bladości krwawą blizną. Skóra na czole wysokiem i z włosów obnażonem, była żółta i sfałdowana, włosy czarne, jak atrament, dawały tej twarzy pozór maski perrota, ubranego w aksamitną czapeczkę. Uszy, dość duże i przeźroczyste, odstawały od głowy, czer-