Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/242

Ta strona została skorygowana.

wieniejąc zdaleka masą delikatnych, krwawych, a pod skórą się wijących niteczek. Uszy te zdawały się poruszać, drżeć co chwila, płonąć, to znów blednieć trupio. Lecz najdziwniejsze w całej tej twarzy były oczy, wielkie, czarne, osłonięte firanką długich fryzowanych rzęs. Oczy te, tak jak uszy, tak jak skóra na czole, tak jak podbródek, dygotały, drżały, kręciły się, biegały, ślizgały, jak dwa motyle. I cała postać tego człowieka robiła wrażenie, jakby była złatana z masy istot, z których każda żyła osobno i chciała rozerwać ten łańcuch, którym była skuta.
Przez chwilę Siennicki zatrzymał swój wzrok na twarzy Heleny i młoda kobieta poczuła, jakby masa motyli zatrzepotała tuż obok jej oczów i ześlizgnęła się aż ku jej stopom. Wstrząsnęła głową, jakby odpędzając od siebie to wrażenie, tembardziej, że zaczynała ogarniać ją dziwna senność. Trudno jej było złapać myśli. Czuła tylko, iż nowoprzybyły sprawia na niej odpychające wrażenie...
— Bieda z temi nerwami mamy — mówiła ciotka Julia, kiwając głową — całe lata już tak cierpi biedaczka!...
— Och — wyrzekł Siennicki — mama się już do swoich ataków przyzwyczaiła, my także... Ja również jestem niezdrów, dziś doktór znalazł we mnie nerwowe rozdrażnienie i przepisał mi odpowiednią kuracyę.
Ciotka Julia wzruszyła ramionami.
— Twoja matka jest chora wskutek ciężkich porodów, jakie przechodziła, wątpię więc, czy ty masz te same swego cierpienia przyczyny...
— O nie — odparł spokojnie Siennicki — przyczyny mego zdenerwowania, są zupełnie inne. Przedewszystkiem dziedziczność i umysłowy wysi-