Helena uważnie oglądała swe długie i śpiczaste paznokcie.
— Jest praca i praca — odparła wreszcie — są pewne rodzaje pracy niewłaściwe dla osób należących do pewnej sfery społeczeństwa... Zresztą, pomówię z panem Heglem, ma być u nas dziś wieczorem, może mi się uda wyprosić owo pozwolenie...
Helena podała jej rękę.
— Dziękuję ci! — wyrzekła — i idąc ku drzwiom, dodała smutnym głosem.
— Prosić pana Hegla o pozwolenie zarabiania na chleb!... Jakie to dziwne i smutne!...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wieczorem Helena uprzejmie powitała wchodzącego Hegla. Od dni dziesięciu zgodziła się na jego częstą, niemal codzienną obecność w swym domu: Hohe wytłómaczył jej, że owe wykazywanie niechęci dla przyjaciela męża jest objawym zwykłym w każdej Maryi Joannie, kobiecie z gminu i gdy ona starała się mu wytłómaczyć, iż to jedynie ze względu na Heglową, opiera się przyjmowaniu w swym domu Hegla, Hohe wzruszył ramionami i wyrzekł:
— Co ci do tego? Dlaczego masz, broniąc jednej strony, zrobić sobie nieprzyjaciela w drugiej? Pamiętaj, że Hegiel pozostaje w wielkiej zażyłości z twoim mężem, powinniśmy być ostrożni i jednać sobie jak najwięcej przyjaciół!...
Z uśmiechem więc podała Helena rękę Heglowi i nie sprzeciwiła się, gdy on szerokiemi ustami, oprawionemi w rude wąsy do ręki tej przylgnął.
— Przyniosłem pani kilka książeczek z mojej