stwo. Pozwolenia nie dam!... A gdyby pani owa chciała wytoczyć mi proces separacyjny, będę się bronił... tak... przegra, gdyż znajdę przeciw niej dowody, ja sam wyjdę cało... Drechner mówił, że to łatwo się da zrobić... Alimenty, ciężar, ja nie mam, z czego jej będę płacił? Niechże się odemnie odczepi ta emancypantka!
Zatrzymał się chwilę i stuknąwszy miękko nogą o dywan, powtórzył:
— Pozwolenia nie dam!...
Ramionami wzruszył.
— Sensu niema — dorzucił przez zęby.
— Helena wstała, uważając swą misyę za skończoną.
— Pan mi daruje, ale muszę pójść do strony przeciwnej i zanieść jej pańską odmowę!
— Tak, tak, niech jej pani powie, że ani pozwolenia, ani alimentów! Dlaczego nie siedziała w domu? Czy jej było źle ze mną? Przecież, nigdy mnie nie było w domu? Czegóż chciała jeszcze?
I z tym argumentem niezwalczonym na ustach stał, tryumfując w swej potędze mężczyzny, który wskutek pewnego układu organów, nagle ogłosił się władcą świata i rozdawać mógł „pozwolenia“ drugim istotom, inaczej, niż on złożonym fizycznie, „pozwolenia“ pracy dla dobra własnego i pożytku społeczeństwa...
W mężczyźnie tym rozwijała się wspaniale nędza moralna i fizyczna i stanowiła główną podstawę jego istoty. Pomimo to prawo, przewaga, siła, były po jego stronie.
Zwieszającą się od zwierzęcych pocałunków wargę, ze zgarbioną kolumną pacierzową, z rękoma
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/250
Ta strona została skorygowana.