Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/263

Ta strona została skorygowana.



V.

Wbiegłszy na schody, Helena znalazła drzwi wejściowe uchylone.
Wahała się chwilę, lękała się zabłądzić, zapukać do innych drzwi, znaleźć się nagle przed obcą a może, co gorsza, znajomą twarzą.
Lecz przez szczelinę drzwi wysunęła się ręka Hohego, dając jej znaki przyzywające. W półcieniu panującym w klatce schodowej, Helena natychmiast poznała drobne, chude a mimo to pełne aksamitnej łagodności palce swego „uzdrowiciela“.
Weszła i zastała go ukrytego po za drzwiami, przytulonego do ściany.
Zamknął starannie drzwi na klucz, wyjął klucz z zamka i oba ramiona ku Helenie wyciągnął.
— Witam cię w naszem gnieździe! — wymówił patetycznie — niech ono ci da uzdrowienie duszy i ciała!.. Spokój niech będzie z nami!...
Wyciągnął wysoko rękę, w której trzymał klucz.
— Spokój ten znajdziesz na mej piersi i pod wpływem słów moich!
Podał jej rękę i wprowadził do pokoju.
— A ot, chleb i sól — wyrzekł dobrodusznie — po staropolsku, czem chata bogata, tem rada!