Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/266

Ta strona została skorygowana.

desenie. Tuż ponad głową Heleny na dziwacznej etażerce jakiś bożek, prezydujący torturom, cały naszpikowany strzałami, wyciągnął swe ręce, ubrane w błękitne z paciorek złożone bransoletki. I dalej, granitowe różowe bóstwa egipskie, o głowach zwierzęcych, mieszały się z wyrzeźbionem w drzewie ciemnem trójbóstwem, czczonem w Taiti, z dyabłami o błękitnych oczach z pękiem końskich włosów na czubku głowy, z białym posążkiem Wenery, z polichromiczną głową Zeusa. Na etażerkach bożki chińskie o nagich olbrzymich brzuchach i śpiczastych czaszkach, spowite w złocone draperye, prezentowały swe potworne maski. I wszędzie, ciągle kult religijny wszystkich plemion, krajów i epok wyglądał z każdego kącika, niemal pustego pokoju w unieruchomieniu zaklętych w wiekuiste milczenie bóstw, symbolizujących pojęcie religijne, tlejące w każdej istocie, obdarzonej możnością ujawniania swych sił żywotnych i tracenia ich w miarę zbliżania się do kresu swej przemianowej egzystencyi.
Na środku, najszerzej, nad biurkiem pustem w tej chwili i zieleniającem płaszczyzną sukna, unosił się olbrzymi krucyfiks, z rozpiętym na nim Chrystusem. Krucyfiks ten, pomimo swej prostoty, zdawał się dominować i przygniatać sobą te wszystkie inne złocone i często potwornemi liniami pokaleczone bożki, wizerunek Tego, który przeszedł przez życie bosy i biedny, zbrojny majestatem udoskonalenia i umiłowania nędzy, błyszczał jasno w półświetle panującem w przestrzeni.
Cokolwiek ironiczy uśmiech Buddy zmienił się na znędzniałych wargach Chrystusa w wyraz bezmiernego smutku nad światem kłamstwa i obłudy, który mu się do stóp słaniał...
Helena przez długą chwilę milczała, patrząc