Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/267

Ta strona została skorygowana.

dokoła błędnym wzrokiem. Od chwili wejścia na próg tego pokoju uczuła się zmieszaną i drżeć zaczęła tak silnie, iż zęby jej szczękały z łoskotem zdaleka dzwoniących kastanietów. Przypisywała to wpływowi Hohego i podnieceniu swych zmysłów, lecz w głębi odczuwała teraz wybornie owo podwójne zmieszanie, zbudzonej namiętności i tego niepokoju, jaki nią szarpnął często w obec Borna i Heglowej.
Hohe usiadł przy niej i zajął się odkorkowywaniem butelki i nalewaniem wina w kieliszki.
— Musimy wypić zdrowie nas dwojga! — mówił, podsuwając Helenie szklaną czarkę.
Lecz ona nie dotknęła nawet ustami podawanego jej napoju.
— Jakie to dziwne mieszkanie — wyszeptała wreszcie.
Szklane oczy bóstw nieruchomych zdawały się śledzić ją z natężoną uwagą.
Lecz Hohe, prześlizgnąwszy się po ścianach, ramionami wzruszył.
— Szczególne zamiłowanie w szkaradztwach — wyrzekł, nakładając binokle — brzydkie to i wręcz estetyce przeciwne!... Nie pojmuję, jak można to wieszać i ustawiać w pokoju...
Zwrócił się ku Helenie:
— Proszę nie patrzeć na te brzydactwa a jedynie na mnie. Sądzę przecież, iż nie będąc Apollinem, jestem trochę od tych poczwar estetyczniejszy!
Wydął swą klatkę piersiową pod krochmalnym gorsem koszuli, obciągnął kamizelkę i wyciągnął nogi, obrane w wiązane półbuciki.
— Ciasteczko — wyrzekł, przysuwając ku Helenie torebkę z „grymasikami“.
Lecz ona nie poruszyła się nawet z miejsca.