Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/27

Ta strona została skorygowana.

Świeżawski leżał już owinięty błękitną kołdrą. Na białej poduszce ciemniały rozrzucone włosy. Helena zbliżyła się i machinalnie ustawiła pantofle koło łóżka męża. Spojrzała na niego, zasypiał cicho, długie rzęsy rzucały cień na świeże policzki. Zdawał się nie pamiętać już o dziennych wypadkach. Ona, przeciwnie, w tej ciszy nocnej dopiero zaczynała czuć i cierpieć. Cały wieczór ogłuszała się i grała komedyę zapomnienia.
Zdjąwszy szlafrok owinęła się szalem i wziąwszy świecę weszła do gabinetu męża. Usiadła przed biurkiem i znów znalazła się w moralnej ciemni. Dla zachowania pozorów, nie wypędziła natychmiast Anny, lecz postanowiła odprawić ją „od kwartału“. Teraz przyszło jej na myśl, że skoro Anna pozostaje w domu, fakt ów może się powtórzyć. Zdziwiła się, nie czując na tę myśl najmniejszego bólu. Jedynie cierpiała na myśl tego, co się stało a nie tego, co być mogło!... Zrozumiała więc, że uczucie jej było jedynie dla „tamtego“ człowieka, lecz nie dla tego, który istniał obecnie. Był to inny, drugi, nowy człowiek, którego dziś dopiero poznała i który zdawało się nie mógł jej sprawić już żadnego bólu.
Niemniej przeto postanowiła być wzorem szlachetności.
Siedząc tak, oświetlona słabym blaskiem drgającej świecy, grzebała, według swego przekonania, swoją istotę, swe prawo do życia, swe serce, potrzebę miłości.
Odtąd — myślała — będę spełniać tylko „obowiązek“.
Życie wydawało się jej jak szeroka, pusta droga.
Drogą tą iść miała prosto, wlokąc za sobą