Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/270

Ta strona została skorygowana.

nad sobą; czy źle, czy dobrze postąpiła — nie wiedziała, nie chciała myśleć, pod czaszką, którą wyczerpały miłosne dreszcze, był chaos, przed oczyma ciemna, niezmierzona głębia.
Dojechawszy do domu, ocknęła się z odrętwienia. Dorożkarz nie miał drobnych, musiała czekać chwilę przed bramą, zanim jej otworzono, stróż gwałtem upierał się poświecić „wielmożnej pani“. Te wszystkie drobnostki przywoływały ją powoli do przytomności. Wszedłszy przez kuchnię, zastała służące, grające w loteryjkę. Kucharka nosowym głosem obwieszczała:
— Śterdzieści i śtery!
Na co młodsza tryumfalnie odpowiedziała:
Terno!...
Pomiędzy niemi leżało kilka orzechów, lampa paliła się jasno, na stole stały kubki z niedopitą herbatą, na brzegu komina, dogasał samowar.
Helena, olśniona blaskiem światła, zatrzymała się na progu. Sługi porwały się z zydli, lecz Helena skinęła ręką i przesunęła się szybko przez kuchnię do sypialnego pokoju. Kładąc rękę na klamce, serce jej zaczęło bić gwałtownie. Bała się spotkać oko w oko z mężem.
Wreszcie pocisnęła klamkę i drzwi otworzyła. Sypialnia była pusta.
Z uczuciem niewypowiedzianej ulgi wbiegła do niej Helena i zaczęła rozbierać się szybko, z gorączkowym pośpiechem. Rozebrawszy się, spoglądała dokoła. Wszystko stało na dawnem miejscu, błękitna lampa jak podwójna kula księżyca. Helena sypiała znów w sypialni, gdyż Drechner przychodził teraz bardzo wcześnie i zajmował niemal o świcie wraz ze Świżawskim gabinet, gdzie konferowali do chwili śniadania.