Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

Helena wsunęła się pod kołdrę, nie patrząc nawet w lustro, nie chcąc widzieć swej twarzy. Nie był to przecież wstyd przed samą sobą, lecz pragnienie jaknajszybszego pogrążenia się w senne odrętwienie i tem samem uniknięcia otwartej i trzeźwej rozmowy z samą sobą. Niemniej przeto powoli trzeźwiała, i, otworzywszy oczy, wlepiła je w przestrzeń, wypełnioną błękitną barwą. Powracała do równowagi i uczuła, że to, co przeważa w niej obecnie, jest pewnego rodzaju obrzydzeniem, połączonem z głębokim smutkiem. Po raz pierwszy fantazya ją opuściła. Czuła, iż postąpiła wbrew swoim przekonaniom a przynajmniej wbrew temu, co nazywała swojem przekonaniem. Teraz, gdy ani głos, ani czar ciała Hohego już nie działał, gdy była istotą od niego oderwaną i odsobnioną, żal ją porywał, żal głęboki do wszystkich, do męża, do Borna, do Heglowej, do innych ją otaczających żal, którego sformułować i ugruntować nie umiała, ale który był niemniej silnym i gwałtownym. Odpadła gorączka zmysłów i młoda kobieta odzyskiwała napowrót panowanie nad sobą. Jak się to stać mogło — pytała — zaciskając ręce koło obnażonej szyi, lecz natychmiast znajdowała odpowiedź. Stało się to naturalnym biegiem rzeczy, przewidywała to oddawna, oddawna idąc cała drżąca w objęcia Hohego. Stało się, bo się stać inaczej nie mogło, stać się musiało!
Porwała się nagle i usiadła w pośród porozrzucanej dokoła bieli prześcieradeł.
Stać się musiało!
Uchwyciła się tej myśli, rozpaczliwie powracając do dawnego systemu swej moralności chwiejnej i bezwłasnowolnej. Tak, myślała, ona była jedynie narzędziem całego szeregu czynów, popełnionych