żenia uczyniło jej przypomnienie chwil przebytych. Dlaczego, wszakże uczyniła to jedynie z miłości! Kochała przecież Hohego, kochała go tak, jak rozumiała obecnie miłość — zmysłowo, namiętnie, zamykając oczy pod deszczem pocałunków. Pokręciła głową i ułożyła się powoli do snu, okrywając swe nagie ramiona jedwabistym płaszczem włosów.
Sen jednak nie przychodził i Helena leżała z otwartemi oczyma, wpatrując się w błękitne światełko lampy, pomimo pozornego spokoju rozpalona i drżąca. Ogarniała ją gorączka widma Hohego, Borna, Fajfra, męża, Anny, Heglowej, Żabusi, przesuwały się dokoła jej łóżka. Czepiała się ich myślą, lecz one wysuwały się z tych subtelnych szpon i znikały w oddali. Zaczęła się tłómaczyć — to nie moja, to wasza wina, potem wołała: kocham go! Uśmiech ironii przesunął się przez jej wargi, oczy kleić się zaczęły.
Zasnęła.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/274
Ta strona została skorygowana.