Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/276

Ta strona została skorygowana.

bieta, upadająca w ten sposób, jest istotą niższą, niemającą skrzydeł, jest bryłą materyi, niczem więcej!
Tak więc, jak stroiła twarz swoją sztuczną bladością, tak teraz zaczęła stroić to swoje oddanie mężczyźnie, które w gruncie rzeczy nie było niczem innem, jak tylko wielką namiętnością, podsyconą sporą dozą chorobliwej fantazyi. Stało się z nią właśnie to, co w takich razach zwykle bywa. Czując, iż podstawą jej stosunku jest sam fakt zadowolenia zmysłów, kłamała przed sobą całą tęczę blasków, którą narzucała na wspomnienie chwil przebytych. Gdy rozmawiała z Hohem o stosunkach zwierzęcych dwojga ludzi, zarzucała mu ręce na szyję, mówiąc:
— Och, my dwoje... co innego! Dusze nasze oddały się pierwej jedna drugiej, niż ciała. Sam fakt mógłby dla mnie nie istnieć. Jestem twoja najmniej w takiej chwili. Nigdy cię może nie kocham tak mało, jak wtedy.
Zapożyczała tych słów i zdań z różnych książek. Ostatnie zwłaszcza przyswoiła sobie z „Kartki miłości“ Zoli. Czytała bowiem teraz dużo, ciągle i była jak gąbka, która co dzień wyżywana codziennie nasiąka wilgocią. Całe tomy przelatywały przez jej umysł, jak cebry wody. Natrafiały na Schopenhauera. Jego definicya miłości wstrząsnęła nią całą.
Instynkt!
Chwilę zastanowiła się. Co ją właściwie pchnęło w objęcia Hohego? Co ją ku niemu ciągnęło? Czar jakiś nieprzeparty, ale jedynie czar cielesny. Czy serce jej nie pozostało obojętne? Czy nie postąpiła tu rzeczywiście bezwiednie, jak samica, łącząca się jedynie z samcem, mogącym wytworzyć w tem połączeniu doskonalsze twory? „Katechizm pesymisty“, w którym jej brat na tej samej kanwie