Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/279

Ta strona została skorygowana.

nienia grzechu, jeżeli kusisz ciągle, twoja to chyba a nie moja wina... Jeżeli ulegam, wiem dlaczego to czynię. Może być, iż kiedyś przyjdzie chwila, w której się o tem dowiesz!...
Przesunął rękę po czole i dodał:
— Lecz co do „instynktu“ tego we mnie nie ma ani cienia.
Helena podniosła głowę.
— A we mnie? — spytała.
Niewiedziała nawet, jakim sposobem słowa te z ust jej się wymknęły. Pomyślała głośno, bezwiednie, po raz pierwszy od stosunku z Hohem, nie zapanowawszy nad głębią swej myśli.
Hohe szeroko ręce rozłożył i odsunął się na róg szezlongu.
— A skoro tak — zaczął — skoro tak, skoro jestem rzeczywiście dla ciebie jedynie środkiem uśmierzającym twe rozhukane namiętności, o wiele lepiej dla nas obojga, abyśmy zaprzestali się widywać. Oszczędzi mi to nadal bolesnych rozczarowań, gdyż szalony, marzyłem o zupełnej twej przemianie, o twem nawróceniu... Zapomniałem, że czasy Magdalen dawno minęły i że burzę rozbudzoną namiętnemi pieszczotami Bornów i Fajfrów, zdołam uśpić ja, memi słowami, położeniem mej ręki na twem czole... Och!...
Helena wyciągnęła ku niemu ręce.
— Daruj mi — wyrzekła — niech mnie przed tobą wytłomaczą tacy Fajfrowie i Bornowie, którzy obudzili we mnie wieczne podejrzenia i niewiarę! Daruj mi.
Lecz on usuwał się ciągle na sam brzeg szezlonga.
— Nie, nie! — powtarzał — lepiej się rozstańmy!...