Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

Ona cofnęła się tragicznym gestem.
— Nie mów tego, nie powtarzaj; kto wie, czy śmierć nas nie rozłączy! Jestem teraz słabsza, czyż nie widzisz mej bladości?
On siedział już prawie na powietrzu i w tej niewygodnej pozie tarł rękami czoło.
— Nie, nie! — powtarzał z patosem.
Ona zwinnym ruchem, z szelestem falban i dzwonieniem dżetów i bransolet, prawie do kolan mu przypadła.
— Nie, nie rozstaniemy się! — wołała — czyż miałbyś sumienie opuścić mnie i nie dokończyć dzieła, które rozpocząłeś, tej przemiany, jaka we mnie zaszła od chwili naszego poznania? Nie pamiętaj tych słów, które wyrzekłam, były mi one podsunięte przez...
Zatrzymała się, chciała powiedzieć „książkę“, lecz wolała zwyczajem swoim zastawić się istotą żyjącą.
— Przez kogoś — dokończyła, spuszczając oczy...
Hohe odwrócił szybko głowę.
— Przez kogo?
— Nie mogę powiedzieć, dałam słowo, — kłamała bez zająknienia.
— Ale ja mogę wymówić jego nazwisko. To Born, prawda? Milczysz? Więc potwierdzasz...
— Ależ — zaprotestowała Helena.
Lecz on z głuchym chrzęstem załamał ręce.
— Tak, poznaję jego teoryę, poznaję jego uwielbienie, z jakim musi być dla owego mistrza nienawiści i pogardy dla rodzaju ludzkiego. Nie wyraził wprawdzie nigdy jasno swych przekonań, ale tak musi być, nie inaczej, gdyż jego materyalistyczno-naturalistyczna metoda nie mogła nie upaść