plackiem przed Schopenhauerem, negującym pierwiastek duchowy w uczuciu miłości!... Niegodziwiec!...
Zamilkł, poczem dodał ponuro:
— Czego ten człowiek chce odemnie? Pisałem o jego dziełach łagodnie i przyzwoicie. Nazwałem go lubieżnikiem, cynikiem i rozpustnikiem, gdyż zasłużył na takie miano, nietylko dziełami, ale i prywatnem życiem!,
Odwrócił się zupełnie ku Helenie i poprawił na szezlongu.
— Biednaś ty — wyrzekł, kiwając głową — biednaś ty, otoczona dokoła żarłocznem ptactwem, czyhającem na twą zgubę...
Ona ręce ku niemu wyciągnęła.
— Zapomniałeś? — spytała cicho.
Hohe zawahał się chwilę, wreszcie ręce jej w dłonie swe porwał.
— Muszę! — krzyknął — nie mogę cię pozostawić na pastwę namiętności ludzkich!
Pociągnął ją ku sobie i pocałunek długi, przeciągły złączył ich usta, ręce ich szukały się wzajemnie, serca bić zaczęły przyśpieszonem tętnem, zmieszane oddechy gorzały niewidzialnym płomieniem...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Powoli, stopniowo, Helena zaprzestała zupełnie bywać w domach znajomych i przyjmować u siebie dawnych przyjaciół. Namiętność, która ją ogarnęła, była teraz tak silna, iż zasłaniała jej najzupełniej resztę świata. W domu czuła się najlepiej, gdyż mogła dnie całe włóczyć się z książką z kąta w kąt, nie rozmawiając z nikim, zamknięta w sobie i wrażenia swe przeżuwająca. Babcia Bednawska nie przeszkadzała jej wcale, coraz więcej zapadając w stan