jakie jej przysługują prawa a znając męża, wie to, że on pieniędzy z rąk nie wypuści.
— Cóż, zgoda, pyta Świeżawski.
W duszy Helena zgadza się zupełnie, jednak probuje czynić pewne uwagi.
— A czy nie można napisać „dom małżonków“ na kamienicy? — zapytuje.
Świeżawski wstaje szybko z fotelu.
— Nie można — odpowiada szorstko — nie możesz przecież w takim razie figurować jako swój własny wierzyciel. Zresztą, jak chcesz, mnie to wszystko jedno. Pragnąłem to uczynić dla twego dobra. Nie mogę cię przecież porzucić na pastwę twego własnego okradania się. Niedługo dojdziesz do zupełnej nędzy.
Helena sięgnęła po książkę rzuconą na fortepian.
— Każ przygotować akt — wyrzekła obojętnie i natychmiast dodała z pozorną łagodnością.
— Daj mi przynajmniej dwadzieścia rubli.
— Nie — odparł Świeżawski — dam ci pięć, muszę przecież akt zapłacić!
Wyszedł, rzuciwszy na stół pięciorublówkę. Helena schowała pieniądze i pogrążyła się w tragicznych losach bohaterki Ohneta.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Idąc raz przez ogród Saski, spotkała Helena Heglowę. Chciała skręcić w boczną ulicę, aby nie być zmuszoną witać się z dawną swą „protegowaną“, lecz Heglowa dostrzegła ją z daleka i wesoło ku niej się zbliżała, wyciągając rękę.
— Jak się miewasz, Helenko — wołała — dlaczego nie byłaś u mnie od tak dawna, czy to się godzi?