Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/294

Ta strona została skorygowana.

do chwili, w której ciemna jej sylwetka znikła wśród pni drzew i tłumu przechodniów.
Przyszedłszy do domu, Helena czemprędzej napisała kartkę i posłała do redakcyi, gdzie zwykle o tej porze bawił Hohe. Potrzebowała koniecznie widzieć go, gdyż czuła się szalenie zdenerwowaną i gniewu pełną. Chciała odurzyć się namiętnością i widokiem kochanka. Zamknęła się w swoim pokoju, nie mogąc znieść widoku ludzi. Siedząc w otwartym lufciku, czekała na powrót posłańca. Zobaczyła go z daleka, wybiegła na schody.
— I cóż — spytała?
— Pan powiedział, że dobrze — odrzekł zdyszany posłaniec.
Dała mu cztery złote i pozornie uspokoiła się. Natychmiast zaczęła się przygotowywać do wyjścia, jakkolwiek miała przed sobą jeszcze dwie godziny czasu. Nie mogła jednak znieść widoku swego mieszkania. Wydawało się jej puste, zimne, brudne. Zdawało się jej, że tam wśród bożków, w tym cichym kącie, oparta szezlongu, znajdzie się wreszcie u siebie. W kartce do Hohego napisała nawet „u nas“, powtarzając mimowoli słowa Heglowej.
Nareszcie, włożywszy płaszcz, wyszła. W kieszeni miała zwinięty kawałek czarnej krepy, którą znalazła w szafie i chciała włożyć na twarz w chwili wejścia na schody, prowadzące do mieszkania, w którem się z Hohem spotykała. Krążyła po ulicach, jak hyena, potrącając przechodniów. Nareszcie wybiło trzy kwadranse na ósmą. Wsiadła w dorożkę i rzuciwszy adres dorożkarzowi, przytuliła się do poduszek powozu. Dojeżdżając, zawiązała na twarz krepę. Zdziwiła się, że dobiegła ją nagle woń fiołków. Lecz nie miała czasu zasta-