Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/295

Ta strona została skorygowana.

nowić się nad przyczyną tego faktu. Dorożka podjechała pod bramę. Helena zapłaciła i wbiegła na schody. Dopadła do drzwi, nie były uchylone. Pocisnęła klamkę — drzwi były zamknięte.
Doznała olśnienia i oparła się o ścianę. Po chwili przytomność jej wróciła. Zaczęła rozumować. Cóż dziwnego, Hohe mógł się spóźnić, lada chwila nadejdzie. Cicho i powoli zeszła ze schodów i wyszła na ulicę. Zaczęła się oglądać na obie strony, lecz ulica była pusta i wypełniona ciemnością. Zdala błyszczały słabe światła latarni i odbijały się w kałużach błota. Deszcz zaczął padać, deszcz zimny, lodowaty. Helena zaczęła chodzić po trotuarze, przyśpieszając kroku, skoro widziała kogoś przechodzącego. Oglądano się za nią. Czarna jej woalka kryła ją, jak maska i nadawała jej pozór tajemniczości.
Wybiło wpół do dziewiątej. Hohe nie nadchodził.
Przed kamienicę wyszedł stróż i oparł się o ścianę. Helena czuła, iż wzrok tego człowieka ścigał ją uparcie. Nie mogła jednak zdecydować się odejść. Hohe mógł nadejść. Pragnęła go dziś widzieć za jakąkolwiek cenę.
Stróż cofnął się w bramę, ale stał ciągle i palił krótką fajkę. Helena przeszła na drugą stronę ulicy i chodziła, spoglądając co chwila w bramę, w której błyszczał ognik słaby, jak gasnąca iskierka.
Nie miała parasola i deszcz padał na nią, mocząc jej odzież, włosy i woalkę. Drżała z zimna i gorączki. Po raz pierwszy Hohe sprawił jej zawód. Był zawsze pierwszy i Helena przywykła widzieć wysuwającą się ku niej rękę. Może zachorował nagle, jakiś wypadek, coś nadzwyczajnego... Przeciągle, uroczyście wybiła dziewiąta i na ten