Nie widziałam cię już dwa tygodnie. Zastawiasz się nawałem pracy, krytyką teatralną, którą ci powierzono, dramatem, który piszesz que sais-je moi!... Jednak ja widzę w tem co innego, zobojętnienie twoje względem mnie, którą, wyrwawszy z przepaści moralnej, w jaką się staczałam, pozostawiasz teraz samą, chorą i prawie bezprzytomną z tęsknoty za tobą. Zbudziłeś mnie podwójnie, bo ocknęłeś mnie z letargu duszy i ciała, nauczyłeś myśleć, zastanawiać się nad sobą i omdlewać z rozkoszy. Co chcesz, abym teraz poczęła? Oddałam ci mą duszę i ciało. Nic już nie mam swego. Lecz, jeśli nie chciałeś zatrzymać mnie tak całą na wieki, po cóż było przemawiać do mnie tak, jak to uczyniłeś i zwłaszcza po co było mi wlewać w żyły żar, od którego teraz cała płonę. Trzeba było mnie zostawić memu przeznaczeniu, byłabym skończyła, jak nowa pani Bovary lub ta Małgorzata Gauthier, do której mnie tak często lubiłeś przyrównywać. Mąż