Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

Urwał, zniżył głos i pochyliwszy się nad Helenę, prawie szeptem dokończył:
— Jesteś pani chorą, jak ja, nieuleczalnie!
Helena spojrzała na niego i dziwiła się, jak pod jego skórą grały promienie krwi, migały, znikały, to znów pojawiały się różową falą.
— Dlaczego pani miałabyś stanowić wyjątek? — zapytał — my wszyscy z tej generacyi jesteśmy nerwowi i każdy z tych ludzi potrącających nas na chodniku, cierpi tak, jak my, lecz cierpi według swej własnej indywidualności. Może być, iż kiedyś jeszcze w życiu się spotkamy, to obszerniej i ściślej powiem pani, dlaczego się tak dzieje i dlaczego będzie coraz gorzej... Zaledwie dziesiątek lat dzieli nas od drugiego stulecia. Czem je przywitamy? Jakim nerwowym atakiem, jakim jękiem zbiorowym, ja to pani kiedyś wytłómaczę...
Urwał, poczem dodał jakby do siebie.
— Tylko nie wiem, czy warto i czy mnie pani zrozumiesz!...
Helena spojrzała na niego ze zdumieniem.
W tej chwili spotkały się ich źrenice. W oczach Siennickiego malowało się tyle jakiejś bezbrzeżnej pogardy i nienawiści, że Helena mimowoli cofnęła się zdziwiona.
— Żegnam pana — wyrzekła, nie podając mu ręki.
On patrzył na nią gasnącemi źrenicami.
— Niema się pani potrzeby na mnie obrażać. Pani jesteś kobietą, ja mężczyzną, cóż więc dziwnego, że się nienawidzimy, ta nienawiść jest w nas wrodzona... Walka dwu płci! Teraz wy przyłączyłyście jeszcze walkę o byt... Cóż więc dziwnego, że my was nienawidzimy...
Helena mimowoli się uśmiechnęła.