Często siedziała dzień cały w bieliźnie, przyglądając się swoim ramionom i szyi, nie mogąc zdecydować się ukryć białość swego ciała pod jedwabiem szlafroka. Powoli, Hohe zaczął tracić w jej oczach powab istoty potrzebnej dla jej zmysłów i dającej jej pewną sumę rozkoszy. Z chwilą uśpienia w niej namiętności, postać dawnego jej kochanka przedstawiała się jej teraz bez osłony i to, co dawniej zagłuszało w sobie, to jest przeświadczenie o jego moralnej nicości, brutalnie osłaniało się przed nią w chwilach samotności. W pierwszych chwilach, gdy jeszcze pożądała go zmysłowo, szalała z utajonej nienawiści i często będąc sama w pokoju, wybuchała głośno stekiem obelg, grożąc w stronę, w jakiej znajdowała się redakcya pisma, której Hohe był jednym z głównych współpracowników. Powoli jednak uspokoiła się i myślała teraz o nim mniej tragicznie, wzruszając po dawnemu ramionami i czasem nagle parskała śmiechem.
— A to mnie nawrócił — myślała wtedy, przypominając sobie owe sentymentalno-zmysłowe pieszczoty Hohego, które były akompaniamentem do słów.
— Co to za szczęście, żeś mię w życiu spotkała!...
Skoro jednak przyszło jej na myśl, że owo szczęście mogła opłacić złamaniem całego życia, skandalem w razie odkrycia przez męża jej stosunku, odczuwała pewną dla swego dawnego kochanka wdzięczność. Przynajmniej jej nie skompromitował i nauczył ją ostrożności i ukrywania się ze swymi błędami. Skosztowała owocu wiarołomstwa, wiedziała teraz, czem jest właściwie rozkosz zmysłowa a nie nadwyrężyła swej sytuacyi
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/324
Ta strona została skorygowana.