Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

Obok niej mignęła blada twarz Drzewieckiego. Ręka jego tonęła w purpurowych fałdach szala. Obok niego wyciągnięty na fotelu plecionym Siennicki, okryty angielskim pledem, miał po lewej stronie wyciągniętą, prawie wpół leżącą Helenę na płóciennym fotelu, zawieszonym na paskach pomiędzy rodzajem drewnianej szubienicy.
Młoda kobieta, odziana w białą suknię, otulona białym szalem, pochyliła głowę ku Siennickiemu i w chwili gdy zabłysła zapałka, odsunęła się szybko, przymykając oczy.
Mężczyzna, który zapalał zapałkę, podniósł ją ku górze i ta maluchna, woskowa świeczka oświeciła teraz dokładnie całe grono żółtawym migocącym blaskiem.
— Chciałem zobaczyć! — wyrzekł szyderczo — czy owe dysertacye śmiertelne nie kazały wam zapomnieć o rzeczach bardziej żywotnych. Widziałem — i sur ce zdmuchuję zapałkę...
Zaczął dmuchać, lecz patyczek zagwarantowany przeciw wiatrowi, zgasnąć nie chciał.
— Za chwilę — wyrzekł znów mężczyzna — pogrążymy się wszyscy w dobroczynnej ciemności. Da nam to przedsmak grobowych delicyj, które nas tu wszystkich bez wyjątku czekają... Gdzież jest panna Rózia? — A, tam osobno, na ławeczce, sama jedna? — Nie, z panem Bonieckim... Doskonale, niema niebezpieczeństwa, choć często obecne gusta są tak przewrotne, że... zresztą...
Zapałka dogasła.
— Panowie i panie, chwilę jeszcze poświęćcie moralności rządzącej światem na wzór owej królowej Madagaskaru, sparaliżowanej i tańczącej quand même kadryla na wózku, popychanym przez dwóch żołnierzy. Flirtujcie lube dzieci, dyskretnie,