Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/348

Ta strona została skorygowana.

w kierunku zakładu, powłócząc nogami i potykając się często.
— Widzisz, doktorze, jak twoje lekarstwa, nacierania, masaże, wypalania świetnie działają — mówił, a głos jego chrapliwie rozpływał się w powietrzu — trudno mi już postawić jedną nogę przed drugą. Gdy tu przybyłem, chodziłem jeszcze jako tako, teraz chodzę, jak kolej nadwiślańska lub gratyfikacye pewnej instytucyi...
Boniecki uchylił kapelusza i za nimi zmierzał.
Doktór w milczeniu zupełnem prowadził pod rękę utykającego i drwiącego Szerkowskiego. Gdy doszli do zakładu, umilkły dźwięki fortepianu.
— Szkoda — odezwał się Szerkowski — niema jak fortepian i bęben, dwa instrumenty solowe, gdyby mi kto do snu zagrał naprzykład „Modlitwę dziewicy“!... Spałbym spokojnie, jak dziecko, albo skazany na śmierć, jak myślisz doktorze?
Lecz doktór nie odpowiedział ani słowa, tylko pociągnął go za sobą.
Za chwilę obaj znikli w jasno oświetlonej sieni.


∗                    ∗

Helena i Siennicki pozostali sami.
Młoda kobieta milczała chwilę, wreszcie zwróciła się ku swemu towarzyszowi.
— Zmęczony pan jesteś? — spytała.
— Tak!...
Wziął jej rękę i położył sobie na czole.
— Teraz nic pani nie mów, czuję się lepiej, chcę siedzieć tak w zupełnej ciszy.
Helena milczała, lecz przez umysł jej przesunęła się myśl, iż niewygodnie jej będzie siedzieć tak z wykręconą ręką. Nie śmiała się jednak poru-