Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/351

Ta strona została skorygowana.

rycznego obłędu, uduszenie się warkoczem o siwych srebrnych blaskach, czytanie dzieł o dziedziczności i dywagacyj filozoficznych złożyły się na wytworzenie tej chorej, drżącej, chmurnej istoty, zajętej wiecznie sobą, nie żądającej nic od społeczeństwa i niedającej jej nic w zamian. Nie używał i nie pragnął użycia. Szedł, jak kula, rzucona w dal bez wytkniętego celu. Cierpiał chwilami męki piekielnej trwogi, budził się w nocy nagle, oblany potem, z przeświadczeniem, iż oprócz niego znajduje się jeszcze jakaś istota w pokoju. Często znów czuł się nagle sam jeden wśród całego tłumu ludzi i wpijał sobie palce w dłonie, aby nie zacząć krzyczeć z trwogi, kim jesteście wy, drudzy?... Czego chcecie odemnie? Kim ja sam jestem?
Myśl o śmierci nie opuszczała go ani na chwilę. Często w nocy przybierał pozycyę trupa i starał się pogrążyć w nicości. Gdy zasnął, widział co noc przed sobą zwłoki matki, jej głowę okręconą wężem warkocza z językiem zczerniałym, wiszącym z warg nabrzmiałych. Nad ranem budził się jeszcze z tem widmem w źrenicach. W chwili zdawania egzaminów, gdy mózg jego był przekrwiony, widmo to potworne nie odstępowało go ani na chwilę. Zabierał je ze sobą ze swego męczeńskiego łoża i szedł z niem przed egzaminatorów, a gdy wreszcie otrzymał dyplom, uczuł, iż życie jego dalsze jest niepodobną do zniesienia męczarnią. W tymże czasie spadła na niego sukcesya kilku tysięcy rubli. Podjął te pieniądze i żył z nich, pragnąc znaleźć ulgę w zupełnym spokoju: Wszystkie kwestye palące, walki społeczne, różnice filozoficzne pozostawił na boku, gdyż zdawało mu się, że już wszystko to przeżył, przetrawił i dziś do dalszej walki sił nie miał. Czasem jeszcze bu-